sobota, 26 lutego 2011

PO PRZYJĘCIU

Właśnie zrobiłam sobie przerwę w sprzątaniu po-urodzinowym. Zmywarka zmywa i w oczekiwaniu na możliwość wpakowania do niej kolejnej porcji naczyń postanowiłam pokazać Wam zestawik który dostała moja dwuletnia już córcia. Wprawdzie to nic nowego jeśli chodzi o wzory, bukiecikiem też pochwaliłam się wcześniej, ale... myślę, że ucieszy Wasze oko. Może choć w połowie tak, jak ucieszył Małgorzatkę, gdy dostała prezent ;) Serduszko zawinęłam z polarkowej bluzy, opakowałam "kobiecymi" rajstopkami (mikrofibra!) i zawiązałam wstążeczką. Życzę miłych wrażeń - ja wracam do sprzątania :)



P.S. Chciałam jeszcze dodać, że moje córy od wczoraj mają kolejną malutką kuzyneczkę - Martusię. Jak nietrudno zgadnąć niebawem powstaną dla niej moje tworki, które umieszczę oczywiście tutaj, więc - zaglądajcie. Zapraszam :)

czwartek, 24 lutego 2011

KORONA

Uznałam, że korona mi nie spadnie z głowy, jeśli wrócę do rzeczy związanych z królewnami. Kareta była, zamek był - a teraz przyszedł czas właśnie na koronę. I to jeszcze przed przystąpieniem do przygotowań urodzinowo - imprezowych dla mojej Małgorzatki. Urodzinki już jutro, przyjęcie w sobotę, a więc po dzisiejszej nocy zmieniam się w "house managera" czyli innymi słowy w przykładną kurę domową ;-) Moją kreatywność przenoszę do kuchni. Będę gotować, piec, kroić, mieszać i doprawiać. Ale to jutro. Dzisiaj pozostanę jeszcze przez chwilę w królestwie...

środa, 23 lutego 2011

SŁODKIE BUKIETY

Pozostaję w urodzinowym klimacie. Dzisiaj "na tapecie" słodkie bukiety. Dlaczego słodkie? Bo nie dość, że ze słodyczy, to jeszcze urocze ;-)

Moja starsza córa miała urodziny w styczniu. Jest ogromnym łasuchem. Uwielbia słodycze. Wszystkie. W każdej ilości. I w każdej postaci. Dla niej powstał bukiet żelkowy. Inna wersja bukietu ucieszyła niedługo potem inną Aleksandrę - rok starszą od mojej Oli. Zobaczcie, o czym mowa.
Bukiet mojej Oli:




Bukiet "drugiej Oli":





A wracając do młodszej córki (która ma urodziny pojutrze) - to miałam z nią twardy orzech do zgryzienia. Ona nie przepada za słodyczami. Z jednej strony - dla mnie jako mamy - to dobrze. Ale z drugiej... musiałam pogłówkować, jaki słodki bukiet mogłaby dostać. Biorąc pod uwagę to, co lubi, zrobiłam więc bukiet biszkoptowo - herbatnikowy. Brzmi niezbyt ciekawie? Spójrzcie na zdjęcie (Wam mogę pokazać, bo się nie wygadacie...). Mam nadzieję, że choć troszkę pociekła Wam ślinka...



wtorek, 22 lutego 2011

WARIANT

No dobrze. Przyznaję się bez bicia. MUSIAŁAM zrobić jeszcze tort w wersji różowej. To było silniejsze ode mnie. Szczególnie jestem dumna z różyczek. Naprawdę mi się udały :-) Zresztą - zobaczcie sami.

URODZINOWE NASTROJE

Już w piątek urodziny mojej młodszej córeczki, więc nic dziwnego, że moje myśli kręcą się wokół tego tematu z uporem natrętnej muchy. Wszystko nasuwa mi skojarzenia z tortami, prezentami, przyjęciami...

Jako że najlepszym lekarstwem na nadmiar myśli jest działanie, poddałam się temu nastrojowi. A ponieważ tworzę sobie różne rzeczy z pieluszek - więc tort (bo o nim jest mowa) też jest pieluszkowy. Co prawda nie jest to zbyt odkrywcze - zewsząd pojawiają się podobne twory - jednak postanowiłam pochwalić się, że ja TEŻ potrafię ;-)

Oczywiście praktycznie wszystko z tego tortu "użytkowe". Wyjątkiem są różane listki i ozdobne wstążki. Cała reszta to pieluszki, ubranka, "Puchatkowy" gryzaczek i komplecik do czesania delikatnych niemowlęcych włosków. Myślę, że udało się smakowicie :-)

poniedziałek, 21 lutego 2011

ZAMEK

Nareszcie :-) Królewna Amelia jest na świecie. Ja niebawem zostanę jej chrzestną. Teraz mogę w końcu się pochwalić, co wyszykowałam dla mojej przyszłej (pierwszej i jak na razie jedynej) chrześnicy.

Dawno, dawno temu, w wysokim zamku żyła królewna... no właśnie - zamek. Pomysł powstał w mojej głowie już dość dawno - jak tylko dowiedziałam się, że mam wcielić się w nową rolę, zaczęłam intensywnie się zastanawiać. Co by tu przygotować? Z założenia miało być związane z królewną. Miało być okazałe.  Miało być... po prostu ładne ;-)

Sama koncepcja była dość prosta. Wykonanie... - cóż też ma swoją historię, w której ma udział moja Siostra, butelka naszego ulubionego białego wina i jeden wspólny nocleg... Najważniejsze, że przetestowałyśmy wstępną metodę, którą potem sama dopracowałam i doszlifowałam. Królewska siedziba ma wymiary ok. 36cm x 36cm u podstawy i jest wysoki na 40cm - więc jest okazały. A czy jest ładny? To już zostawiam Waszej ocenie.





czwartek, 17 lutego 2011

KARETA

Jedzie kareta, dzwonek dzwoni, 
policz, panie, ile koni...



Tego konika zaprzęgam do karety. Kareta się wymyśliła, gdy szukałam rzeczy związanych z królewnami. Powstawała dość opornie, bo postawiłam sobie za punkt honoru, że będzie można do niej posadzić pasażerkę. Oj, nabiedziłam się trochę, zanim ustaliłam jak poskładać flanelowe pieluszki, jak i gdzie poumieszczać pampersy, w jaki sposób zamontować "podwozie". Niestety - czasami metoda prób i błędów to jedyne wyjście po prostu. 

Najpierw powstał "brudnopis". Po wysłaniu fotki w celu konsultacji do życzliwych mi dusz, utwierdziłam się w przekonaniu, że królewski powóz musi powstać.  I oto jest.


środa, 16 lutego 2011

ŚLIMAK, ŚLIMAK, WYSTAW ROGI...

...dam ci sera na pierogi. Dam ci mąki na kluski - będziesz wieeeelki i tłuuuusty :-)

Pani Ślimakowa zamieszkała u mnie niedawno. Pamiętam, że oglądałam jakąś bajkę z moimi dziewczynami i nagle w mojej głowie powstał pomysł na nowe stworzonko. Od pomysłu - do "przemysłu". Pani Ślimakowa stała się rzeczywistością. Dlaczego akurat "pani Ślimakowa"? To chyba była naturalna kolej rzeczy, jako że jestem mamą dwóch córek. Oczywiście nowa "lokatorka" od razu został poddana ocenie moich latorośli. "Silaś" (jak mówi młodsza) bardzo się im spodobał. A oto i Pani Ślimakowa we własnej osobie:



Po jakimś czasie (a dokładniej po Walentynkach...) Pani Ślimakowa poczuła się dość samotna. Dlatego obiecałam, że doczeka się swojego Pana Ślimaka. No i...?  Pan Ślimak pokazał się dzisiaj. Nie muszę chyba mówić, że wywołał uśmiechy - na buźkach moich córek i...samej Pani Ślimakowej... ;-))


wtorek, 15 lutego 2011

CO MA KOŁA

Wczoraj z racji Walentynek już nie napisałam o misiu Juliuszu. Ale nadrobimy to dzisiaj. Poświęcę mu i jemu podobnym trochę więcej czasu. Zacznijmy więc od początku.

Jakiś czas temu powstał z pampersów mały rowerek. Rowerek miał swojego pasażera - misia. Miś na rowerku "pojechał" do maleńkiej Lilusi. 


Potem inny miś upomniał się o swój środek lokomocji. Ale ponieważ miś nie radził sobie na rowerku dwukołowym - zrobiłam dla niego trycykl. 


W międzyczasie postanowiłam stworzyć coś typowo dla chłopca, więc powstało terenowe autko. Aczkolwiek... gdyby zmienić kolorystykę, to i dla dziewczynki - "adrenalinki" by się nadało ;-) "Jeep" nie jest może duży, ale w mojej głowie już kiełkuje pomysł na większą wersję, do której można byłoby zaprosić pluszowego kierowcę... Pewnie jak pomysł dojrzeje i znajdzie swoje urzeczywistnienie, to się z Wami podzielę efektem.


Temat misiów i ich pojazdów sobie przycichł. Aż do zeszłego tygodnia, kiedy to okazało się, że kolejny miś potrzebuje czegoś do jazdy "w terenie". Miś dostał pieluszkowego quada. Quad został zbudowany z body, czapeczki i śpioszków, wyposażony w światło z butelki, uchwyty kierownicy z niemowlęcych bucików. A ponieważ miał odjechać do chłopca o imieniu Juliusz - miś też dostał takie imię. No i Juliusz w niedzielę opuścił mój dom, by następnego dnia dotrzeć do celu.

Jeśli podobają się twory mojej wyobraźni - zapraszam do komentowania :-)

poniedziałek, 14 lutego 2011

SERCA OD SERCA

Od pewnego czasu chodzą mi po głowie różne serduszka. Pewnie ma to związek z dzisiejszym dniem, ale - po kolei.
Wena, jak to zwykle bywa, dopada znienacka. Mnie dopadła tym razem przy desce do prasowania, kiedy doprowadzałam do porządku ubranka moich dziewczyn. No i zaczęło się.
Najpierw powstało różowe serduszko z ubranek mojej Pierworodnej. Wystarczyły trzy bluzeczki i jedna sukienka. 


A potem to już się posypało i w serduszka zmieniały się kolejno majteczki i rajstopki:




a nawet pampersy i flanelowa pieluszka:




Wreszcie przyszedł czas na słodkości - trochę żelków, trochę pianek i czekoladek zaczarowałam w walentynkowe kształty. Myślę, że całkiem sympatycznie to wyszło ;-)




Każdy pretekst jest dobry, żeby kogoś ucieszyć - niekoniecznie tylko okazje takie jak Walentynki.

niedziela, 13 lutego 2011

NO I STAŁO SIĘ


Dołączyłam do blogującego grona. Chciałam się podzielić moją radosną twórczością, więc to było nieuniknione. A ponieważ 13-stka zawsze była moją szczęśliwą cyferką - wybrałam ją na start. I już. Kropka.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...