czwartek, 31 marca 2011

RZECZ O SIZALU, PARZE SKARPETEK I KILKU PEREŁKACH

Na wstępie dziękuję za wszystkie odwiedziny i pozostawione komentarze. I mała prywata - słóweczko do Kajki: "proszę Pani, myśmy byli sobie pisani"... Jak przeczytałam Twój opis zaistniałej sytuacji, to też się uśmiałam :) 
A wracając do tematu: rzecz będzie, jak w tytule, o tych kilku przedmiotach i o tym, jak to niewiele brakuje, żeby się zainspirować. Mam w domu sizalowy rożek. Kupiłam go podczas mojej ostatniej wizyty na giełdzie kwiatowej z myślą, że "pewnie do czegoś się przyda". I tak sobie stał samotnie pośród krepiny, celofanu i temu podobnych. Co i rusz go oglądałam, zastanawiając się, jakby go tu "ugryźć", ale wena nic nie szeptała do ucha, więc rożek wracał na miejsce. Aż do przedwczoraj, kiedy ja - przyszła chrzestna - robiłam zakupy przed zbliżającą się uroczystością. Weszłam sobie do kwiaciarni. W zasadzie bez konkretnego celu, ale coś mi mówiło, żeby wejść. No i wtedy zobaczyłam prześliczną kompozycję kwiatową właśnie w sizalowym rożku. Wena szepnęła: "a nie mówiłam?". Ja w duchu przyznałam rację. Wzięłam skarpetki, trochę listków i perełek i... tak to wygląda:




A tu sama różyczka z bliska:



Powiem Wam jeszcze, że to nie koniec historii sizalowego rożka, ale... wszystko w swoim czasie. Ciąg dalszy nastąpi. Już niedługo.

wtorek, 29 marca 2011

BARDZO NA MARGINESIE...

... a w zasadzie nawet daleko poza nim. Czemu? Oj, bo to nie za bardzo "zakątkowe" dzieło. To znaczy o tyle "zakątkowe", że moje. Natomiast "dzieciątkowe" to już zupełnie nie jest. Długo się zastawiałam czy w ogóle "wrzucić" to tutaj. Ale postanowiłam, że takie okazyjne, bardzo "nie-dzieciątkowe" dziełka (jeśli jeszcze się przydarzą) stworzą osobną kategorię. To "coś" zamówiła u mnie moja kochana mamusia tuż przed imieninami Józefa. To "coś" przyprawiło mnie o potworny ból głowy i o to, że następnego dnia byłam niewyspana. To "coś" spowodowało, że na chwilę "znielubiłam" zupełnie niewinny kraj. Ale kto miał dać radę, jak nie ja. No i zobaczcie, co z tego wyszło.



I jeszcze widok z boku:



Solenizant, pan Józef, ponoć mocno się uśmiechnął na widok tego bukietu... ;-)

poniedziałek, 28 marca 2011

Z MIGDAŁOWYM SERCEM

Zostałam poproszona o zrobienie kolejnego bukietu z pysznych białych kuleczek z migdałowym sercem. Tak jak ostatnio ma być imieninowy. I tak jak ostatnio miałam lekki ślinotok podczas pracy nad nim. Tyle, że dzisiaj byłam już na to przygotowana - i jak tylko skończyłam, to (ha!) otworzyłam własne opakowanie :-) Teraz siedzę, słucham Stinga (aktualnie mam "I'm mad about you" - adekwatnie) i wcinam "więcej niż tysiąc słów" (chociaż w tym wpisie aż tyle się nie uzbiera...). Ale ale - wracając do sedna. Nie chcąc powielać schematu, postanowiłam troszkę złamać te barwy narodowe - dodałam jasnofioletową oprawę.


A tu widok z góry:


Oby się spodobał Solenizantce. 
A na odchodne dodam, że już niebawem pojawią się następne słodkie bukiety. I znów w konfiguracji męski - żeński.

niedziela, 27 marca 2011

I WŁAŚNIE DLATEGO TO LUBIĘ

Dzisiaj będę się dzielić moją radością. Wracam sobie dzisiaj do domu. Włączam komputer, sprawdzam pocztę i... ech, uwielbiam takie spodziewanki - niespodziewanki :) Znalazłam bowiem obiecany "foto-reportaż" z wręczenia prezentu mojego autorstwa. Chodzi o fioletowo-zielony zamek (tu go znajdziecie). Jak zobaczyłam tą minkę - oniemiałam z zachwytu, bo właśnie o takie reakcje chodzi. A pod zdjęciem dopisek, że mogę wykorzystać zdjęcie w blogu - hura! Dzięki serdeczne, pani Magdo :)



Jak się tu nie cieszyć?? I właśnie dlatego to lubię :)

P.S. Na razie cierpię na chwilowy brak czasu, mam inne priorytety i spycham wenę do szuflady. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi...

piątek, 25 marca 2011

MOJE MAŁE TAJEMNICE CZYLI WYRÓŻNIONA WYRÓŻNIAM

Wiedziałam, że ta wczorajsza piosenka nie przyczepiła się do mnie bez powodu. Pokazałam Wam podium bez sprawdzenia co słychać u Alex z Destination Art - a powinnam była sprawdzić ;-) Okazało się, co następuje: Alex uhonorowała moją osobę pewnym szczególnym wyróżnieniem, co cenię sobie tym bardziej, że jestem początkującą bloggerką. Alusiu jeszcze raz dzięki :)


Jednakże przyjmując ten zaszczyt - jednocześnie zostałam zobligowana do wyjawienia kilku tajemnic o sobie, a zatem zaczynam...

1. Wrażliwość na przyrodę, całą prawie wiedzę na temat gatunków roślin i zwierząt wpoił mi mój tato. To on prowadzał mnie do parku na wzgórze zamkowe w moim rodzinnym mieście i pokazywał liście, kwiaty, uczył rozpoznawania drzew po kształtach ich koron. Również on zaraził mnie bakcylem wędrowania, zwłaszcza po górach. To wszystko we mnie bardzo głęboko siedzi. Do dzisiaj. Podejrzewam, że wykorzenienie tego jest niemożliwe. Ale chwała mu za to.



2. Uwielbiam gotować i piec, a najbardziej lubię szykować dobre jedzonko dla moich przyjaciół, których chętnie goszczę u siebie. Mam "fisia" na punkcie pięknego stołu. Za to prasowania nie znoszę.

3. Lubię słuchać - muzyki, siebie, a przede wszystkim ludzi. Mój Mężczyzna żartuje, że powinnam zostać psychoterapeutką. Ja uważam, że zbyt emocjonalnie bym do tego podchodziła. Ale słuchanie mi nieźle wychodzi. 


4. Teraz będą przechwałki ;-) Jako czteroletnie dziecko nauczyłam się czytać. Sama. A dokładniej dzięki anielskiej cierpliwości (znowu) mojego taty, który nie zbywał natrętnego dziecka, które pytało po stokroć "a jaka to litela??" Aż pewnego dnia zaskoczyłam moją mamę takim oto obrazkiem: ja siedzę na dywanie swojego pokoju, w rękach mam książeczkę z serii "poczytaj mi mamo" i składam litery.  Miłość do czytania wybuchła bardzo szybko. Była nakrywana ręcznikiem lampa, żeby nie rzucała smugi światła w nocy, była i latarka pod kołdrą. Była i nuda w szkole, gdy reszta dopiero przyswajała litery. Czytać lubię bardzo, choć czasu niewiele. Ale staram się nie "gnuśnieć" i "podgryzam" książki po kilka stron. No i dużo czytam moim córom. Oby się zaraziły.

zdjęcie jest stąd
5. Uważam, że czas spędzony ze zwierzętami, nie jest stracony. Choć jestem alergikiem niestety i nie mogę mieć w domu zwierzaków - za to w rodzinnym domu została kicia, wiekowa już pani o imieniu Sophie.


6. Jestem typem sowy - lepiej pracuje mi się wieczorem. Na dodatek nie umiem się położyć dopóki czegoś nie skończę. Próbowałam się przestawiać - daremny trud. A rano niestety nie ma "zmiłuj" - tupot małych stóp i "mamuuuuś, wstawaj! juz jest lanoooo!" ;-)

7. Jestem blondynką (na dodatek ciemną! hihi), ale rok temu miałam epizod pt. "Ewka - marchewka". Epizod trwał jakieś 6 miesięcy, kolejne 6 zajęło mi wychodzenie z "marchewkowości". Historia jest taka: był początek marca i wiosna nieśmiało wychyliła nos spod zimowej kołdry, ale macocha zima szybką ją skarciła, więc się schowała z powrotem. Tyle, że już narobiła smaku i nadziei na radosne ciepełko, więc ja (po roku przetrawiania w sobie decyzji) postanowiłam się zbuntować - pojechałam do mojej fryzjerki z hasłem "na rudo poproszę". Teresa 3 razy się mnie pytała czy aby na pewno :-) To było na dzień przed urodzinami mojego teścia. Nie muszę chyba opisywać reakcji rodziny, gdy pojawiłam się z życzeniami...


8. Patrząc na mnie raczej nie zgadniecie, że mam za sobą kilka ciężkich urazów po upadku ze skałki. No może, gdy zauważycie kilka blizn, to zapytacie skąd one. Ale mało prawdopodobne. Stąd też swoje urodziny obchodzę 2 razy w roku. Raz w dzień przyjścia na świat, a drugi raz w Święto Niepodległości. Już ponad 14 lat mam "podarowane", w zasadzie ledwo wywinęłam się z realnej groźby wózka.  I choć mojej mamie ten dzień nie nasuwa pozytywnych skojarzeń i zawsze złości się, gdy mówię, że to "moje święto" - żyję, chodzę, mam rodzinę. Dla mnie to wystarczające powody do świętowania.

tak, to ja, a zdjęcie zrobił Marcin K.
Uff, ale się rozpisałam. Nie planowałam nawet aż tak się otworzyć, ale co tam - raz się żyje ;-) Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.

I na koniec również się pokuszę do wyróżnienia 3 osóbek, które podglądam i podziwiam. Zapraszam do włączenia się do zabawy i uchylenia choć rąbka swoich małych tajemnic. A te osoby to: Alexandra z Alexandra scrap,  moja imienniczka Ewa z  by_giraffe oraz Dana z Mojej Szuflady

Spokojnej nocki życzę.


czwartek, 24 marca 2011

WE ARE THE CHAMPIONS...

Chodzę i nucę. Pod nosem półgłosem i w myślach. Usłyszałam dzisiaj w radiu i się ode mnie nie chce odczepić. Czasem tak mam - pewnie nie ja jedna - piosenka snuje się za mną jak przymilny pies. W efekcie tego przyjemnego, skądinąd, natręctwa - pomyślałam, że zrobię coś a propos. Coś,  co jest zarezerwowane dla czempiona. I powstało mistrzowskie podium, a na nim miś - zwycięzca. Pomysł niezwykle prosty, ale bardzo na miejscu, gdy świeżo upieczeni Rodzice mają w sobie sportową żyłkę :-)


A teraz przyszło mi do głowy, że należała mi się ta piosenka, bo mijającym tygodniu zabrałam się za rzeczy, do których nie mogłam się długo zmobilizować. Wciągnęłam je pod sztandar "wiosennych porządków" i odniosłam sukces - więc wygrałam. A zatem "we are the champions, my friend..." :-)

poniedziałek, 21 marca 2011

TO JA TEŻ :)

Pierwszy dzień wiosny. Tylko trzy słowa - a ile radości :-) Wszędzie wokół pojawiają się akcenty wiosenno - wielkanocne. Na blogach, które sobie obserwuję, kartki, jajeczka, zajączki... To ja też postanowiłam się postarać o taki akcencik. Zebrałam 3 pary rajstopek i flanelową pieluszkę i przywołałam zajączka. Tym sposobem mam nowe zwierzątko w moim "bestiarium", świąteczną "dekorację" w domu i... pomysł na "zajączkowy" prezent. Za długouchym stoi stokrotka, którą dostałam od mojej psiapsióły w dniu pełnym deszczu i śniegu - chyba tworzą zgrany duet.


Tak sobie myślę, że jak się jakiś dzidziuś urodzi w czasie "okołowielkanocnym", to ten zając byłby odpowiednim podarunkiem na przywitanie ;-)
I chyba... moim dziewczynkom też się takie dostaną - tylko w ich wypadku flanelkę zastąpię jakąś bluzeczką, t-shirtem lub spódniczką ;-) a zajączek może trzymać czekoladowe jajko... No i musi powstać jeszcze zajączek - chłopczyk. Już mi się podoba ten pomysł. Udanego topienia Marzanny, cokolwiek jest dla Was tą Marzanną...  ;-)

sobota, 19 marca 2011

TA DAAAAAAM! SŁOŃ

No to mogę się pochwalić - ta daaaaaam! - mam logo. A w zasadzie to "Zakątek" ma :-) Dzięki Dorotce, która to wymyśliła i się nad tym biedziła, ale stworzyła. Wariacji było kilka. Zwierzątek było kilka. Wygrał słoń. Bo przynosi szczęście. Bo jest symbolem bezpieczeństwa. Bo na logo jest taki "dziecinny" i wygląda jakby był stworzony ze zrolowanych pampersów ;-) Zresztą spójrzcie:

Prawda?
Oczywiście od razu w głowie pojawił się pomysł pod tytułem "no to teraz trzeba by było zrobić odpowiednik". Tak naprawdę o słoniu myślałam od dawna. Miałam wymyśloną głowę z flanelowej pieluszki, ale nie bardzo wiedziałam jak rozwiązać kwestię "reszty słonia". Dopiero logo podsunęło mi rozwiązanie i w głowie zaświeciła się żarówka. Kolor - oczywiście zielony. Tworząc rzeczonego słonia nuciłam w głowie "czteeery słooonie, zielone słooonie..." a zwierzątko powstawało. Oto efekt:



 I troszkę pod innym kątem:



Zatem słoń oficjalnie zostaje "patronem" mojego bloga - oby przyniósł mi szczęście ;-)

środa, 16 marca 2011

YIN - YANG

Równowaga pierwiastka żeńskiego i męskiego. Równowaga dwóch przeciwstawnych sił. Takie mi się nasunęło skojarzenie, gdy kończyłam tworzyć dwa słodkie bukiety. A dlaczego? Ano odpowiedź jest prosta - jeden miał być z orzechowo - złotych kuleczek z przeznaczeniem dla mężczyzny, a drugi, żelkowy, ma trafić do młodej kobiety.

Tym razem w "męskim" bukiecie postawiłam na połączenie złota z pochodnymi niebieskiego - jest więc szafirowa wstążka, bibuła w dwóch odcieniach tego koloru i granatowa róża.






A bukiet "kobiecy" zdecydowałam zrobić w słodkich różowościach - mimo że dostać ma ten upominek dorosła już dziewczyna. Ale co tam, niech poczuje się trochę "dziewczyńsko" :-) Całości dopełniają srebrne kwiatuszki i dwie biedronki, które sobie przycupnęły na kwiatkach.



Razem na jednym zdjęciu prezentują się następująco:



 (Co prawda nie da rady ułożyć z nich yin-yang, ale może kiedyś się pokuszę o bukiet z takim motywem, kto wie...)

poniedziałek, 14 marca 2011

SAMOLOT

Tydzień temu zadzwonił telefon.  W słuchawce znajomy głos. Usłyszałam: "potrzebuję coś dla 5-letniego chłopca". Dwa razy nie trzeba mi było powtarzać... :-)
Chłopiec lubi Spidermana,  Auta, Scooby Doo, Toy Story. Najpierw pomyślałam o samochodzie, ale dość szybko porzuciłam ten pomysł - okazało się bowiem, że musiałabym dołożyć zdecydowanie więcej "materiałów", a miał to być raczej dodatek do prezentu. Przypomniałam sobie o moim dawnym pomyśle na pampersowy samolot - i postanowiłam spróbować iść tym tropem.
Oto widok "przed" - moja baza, czyli rzeczy które się znalazły w projekcie (T-shirt, ozdobna poszewka na poduszkę, 2 pary skarpetek):




A to widok "po" - czyli po odprawieniu moich czarów:





A tutaj dawny "prototyp" projektu. Użyłam do niego pampersów, butelki, flanelowych pieluszek skarpetek i śliniaka. Teraz pewnie zrobiłabym go inaczej, ale darzę go sentymentem, bo to był "brudnopis". Może jeszcze się nadarzy okazja, by go dopracować ;-) 



niedziela, 13 marca 2011

KOBIECA SZAFA

Studnia bez dna, do której wciąż dokładamy, a kiedy przychodzi co do czego - to i tak nie mamy co na siebie włożyć. Źródło dylematów pod tytułem "co by tu dzisiaj..." W wersji "garderobianej" - marzenie wielu z nas. A dla mnie ostatnio - inspiracja.

Miał być kolejny "dziewczyński" prezent dla Nowonarodzonej. Miał być wykorzystany trzyczęściowy różowiutki dres (koszulka, spodnie i bluza). Dołożyłam kilka pampersów, mały wieszaczek, trochę wstążki - i wyszła kreacja do kobiecej szafy. Mogłaby stanowić komplet z torebką, którą niedawno Wam pokazywałam ;-) Nie jest to wcale takie maleństwo bo ma wysokość prawie 40 cm, a prezentuje się następująco:

piątek, 11 marca 2011

OSIEMNASTKA

"Zdaję się na twój gust" - to właśnie usłyszałam, gdy spytałam o preferencje kolorystyczne wchodzącej w dorosłość dziewczyny. I bądź tu, człowieku, mądry i pisz wiersze...  Jedyne wiadome w tym równaniu, to: a) ma być bukiet żelkowy i b) ma być na "osiemnastkę". 



Przyznam szczerze - dopóki się nie wzięłam za temat, koncepcji nie było żadnej. Dopiero gdy rozpakowałam żelki coś się zaczęło kroić w mojej głowie. Zamysł skupił się na magicznej cyferce, która sprawia, że przestajemy być dziećmi i (przynajmniej formalnie) "dorastamy". Bukiet jest dziewczęcy, wiosenny - mam nadzieję, że spodoba się odbierającej wkrótce swój pierwszy dowód osobisty jubilatce...

czwartek, 10 marca 2011

NA BIS

Ostatnio miałam kilka zamówień na moją użytkową "sztukę" prezentową. Jako że używam różnej kolorystyki, różnych materiałów i dodatków - dlatego tak naprawdę nie ma dwóch identycznych wzorów. A każdy jest dopasowany do konkretnego "odbiorcy". Z tej przyczyny postanowiłam zebrać kilka fotek i pokazać Wam inne wersje tego, co już widzieliście - tak na bis.

Zaczynam od (jak to określiła moja droga A.) "kultowej" Pani Ślimakowej. Powstała dla niedawno narodzonej dziewczynki. Pani Ślimakowa w tej wersji jest różowo (a jakże) - turkusowa, ma ubranko w kolorowe groszki i przecudnej urody muszelkę z malutkich pampersów.  A prezentuje się następująco:



Rzecz następna to bardzo wdzięczne pampersowe serduszko, ale nieco mniejsze niż ostatnio. Też powstało z przeznaczeniem dla malusiej kobietki, więc ponownie róż. Ale w połączeniu z fioletem we wstążce.



I rzecz ostatnia, ale nie mniej ważna. A w zasadzie to najlepsze zostawiłam na koniec. Najbardziej okazały z wszystkich moich tworów. Dający efekt "WOW", gdy ogląda się go na żywo. Mowa o zamku. Ten powstał dla niespełna rocznej dziewczynki (pierwsze urodzinki już w tym miesiącu!). Z tej przyczyny rozmiar "pampków" musiał być odpowiedni. Flanelowe i tetrowe pieluszki ustąpiły miejsca welurkowym ogrodniczkom i prawdziwym "kobiecym" rajstopkom z mikrofibry ;-) A kolor? Nie - nie różowy. Różowy się już "przejadł". Postanowiłam zatem połączyć soczystą zieleń z pastelowym fioletem. Wynalazłam cudną wróżkę - księżniczkę. Mięciutką i milutką, w sam raz do tulenia. Z niecierpliwością czekam na relację z wręczenia takiego oto prezentu:



A tu troszkę pod innym kątem:



W zanadrzu mam jeszcze jedną "bisową" rzecz, ale muszę zaczekać aż trafi do adresatki - nie będę psuć niespodzianki. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie... ;-)

środa, 9 marca 2011

WALKA Z MATERIĄ

Stoczyłam ją wczoraj wieczorem "po godzinach", czyli jak moje dziewczynki już smacznie spały. Stoczyłam ją na zlecenie mamy mojej chrześnicy. Stoczyłam ją walcząc dzielnie i do skutku.



Materia była tym razem dość nietypowa jak na mnie, za to zdecydowanie pozostawała w klimacie wczorajszego Dnia Kobiet. A były to kosmetyki (mascara, krem pod oczy, emulsja do demakijażu i korektor we flamastrze). Poprosiłam,  żeby było też coś "tkaninowego" do zrobienia kwiatuszków - tą rolę spełnił szalik i (częściowo) niewielka kosmetyczka. Od siebie dodałam mydlane różyczki, kilka sztucznych kwiatuszków żeby całość nieco rozjaśnić. Gadżeciki dodały blasku kryształkowo - perłowego. Największy opór stawiała złośliwie tuba z emulsją, ale co - ja nie dam rady?? ;-)



 A tak wygląda bukiet z boku:


Myślę, że Ktoś się ucieszy, gdy dostanie taki prezent. A urodzinki ma ten Ktoś już pojutrze, zatem odliczam czas do "premiery" i czekam na sprawozdanie z wrażeń. A jak Wasze wrażenia? Co o tym myślicie?

wtorek, 8 marca 2011

DZIEŃ KOBIET - CZYLI TO, CO KOCHAJĄ KOBIETY I KOBIETKI

Kobiety i kobietki w każdym wieku kochają czułe słówka, przytulanie, no i prezenty ;-) A co uwielbiają same sobie kupować? Jestem przekonana, że wiele  odpowiedziałoby "BUTY I TOREBKI" :-)) Sama jestem w tym gronie. Nieważne, ile mam torebek czy par butów. Jak mnie jakieś zauroczą - to i fundusz, i miejsce na nie znajdę...

Zauroczyły mnie ostatnio pewne "balerinki" - nie dla mnie, za to w rozmiarze "od 0 m-cy"... One plus dzisiejsze święto dały inspirację. Inspiracja prezentuje się następująco:



Najpierw słów kilka o "balerinkach". Tak naprawdę - są to skarpetki, które udają prawdziwe baleriny. W przypadku ledwo narodzonej dziewczynki, jest to naprawdę rewelacyjna sprawa - butki i tak by spadały... ;-) Co ciekawe - te urocze skarpetki kryją w sobie mały sekrecik, który odkryjemy patrząc na nie "od podeszwy"...




A teraz "torebka - listonoszka". Powstała (jak to przeważnie u mnie bywa) z pieluszek: jednej flanelowej i pięciu pampersów wypełniających wnętrze. Pasek - to rajstopki. A zapięcie - jest spineczką. Tak wygląda z bliska:



Wszystkim kobietom i kobietkom życzę, żeby każdy dzień spełniał choć jedną Waszą nadzieję i stawiał Wam na drodze choć jednego życzliwego człowieka :-) Dziś nasze święto, dziewczyny!

poniedziałek, 7 marca 2011

ZŁOTO, FIOLETY, MASZKIETY

Dziś urodziny męża mamy mojego męża :-) Jako że z teściem należy żyć w zgodzie, stworzyłam dla niego słodki dodatek do prezentu w ponadczasowym złocie i modnym fiolecie. Upominki już wręczone, więc teraz mogę Wam pokazać wczorajszą zapowiedź. A zatem - ta daaam!



A tu detale - w kwiatuszkach fioletowe welurowe koraliki i troszkę perłowego blasku:



Oczywiście główną rolę grają złote orzechowo - czekoladowe "dobrości". Myślę że udało mi się to smacznie połączyć w całość - a Wy jak myślicie?

niedziela, 6 marca 2011

ZAPOWIEDŹ

Pozostaję w klimatach słodyczy, jako że nagromadziło mi się okazji imieninowo - urodzinowych. Dzisiaj tylko zajawka, bo urodziny "Ktosia" jutro - a nie chcę mu psuć niespodzianki, gdyby tak przypadkiem tu zajrzał...


sobota, 5 marca 2011

WIĘCEJ NIŻ TYSIĄC SŁÓW

Tak przynajmniej mówi reklama tych pysznych "białych kuleczek". Sama bardzo je lubię i przyznam szczerze, że musiałam mocno się kontrolować podczas robienia tego bukietu :-) "Zamówienie" złożyła moja psiapsióła od serca. Miało być imieninowo, biało i czerwono. Od siebie dodałam nutkę czekoladową. Mam nadzieję, że pani B. doceni tą nietypową formę opakowania jej ulubionych słodyczy...


A swoją drogą taki bukiet równie dobrze może być urodzinowy. Albo z okazji dzisiejszego Dnia Teściowej (wiedzieliście, że jest takie święto??). Albo z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet. A najlepiej bez okazji ;-) SMACZNEGO.


piątek, 4 marca 2011

NIEDALEKO PADA JABŁKO OD JABŁONI

Tak sobie właśnie myślę patrząc na moje córki. To niesamowite, jak wiele z naszych cech noszą nasze dzieci. Prawdę mówiąc - trochę mnie to przeraża, bo kiedy wspomnę swoje dzieciństwo... ;-) 
No cóż, wszystko przede mną :-)

Jabłonka jako pomysł na prezent pojawiła się kilka dni temu. Akurat dojeżdżałam do skrzyżowania i miałam się zatrzymać na czerwonym. Może ten kolor podziałał na moją wyobraźnię, nie wiem. Na pewno motyw jabłka jest obecny w moim życiu chyba od początku - z racji imienia. Kiedyś nawet swoje imię wpisywałam w jabłko (może nawet kiedyś wrócę do tego i potraktuję jako logo, kto wie....)

Do wykonania dojrzałam (jak jabłko...) po wczorajszym "pączkowaniu" i "faworkowaniu". Dzisiaj przyszła pora na zdrowe przekąski, więc namiętnie jadłyśmy rajskie owoce. A wracając do jabłonki na prezent - to prezentuje się ona następująco:




A tu zbliżenie na jabłuszkową koszulkę:



A wiecie, że Anglicy mawiają: "zjedz jedno jabłko dziennie, a lekarz nie będzie ci wcale potrzebny"? Zatem jedzmy jabłka. To mówię ja - Ewa ;-)

czwartek, 3 marca 2011

TŁUSTY CZWARTEK

Przyznajcie się - ile pączków już zjedzone...? :-) Ja na razie mam 0 na koncie. Ale nadrobię to, na pewno. 

Dziś generalnie dużo się myśli o słodyczach, dużo się ich zjada - i co najważniejsze - bez poczucia winy. Za chwilkę idę szykować faworki (lub chrusty jak ktoś woli), lecz zanim podreptam do kuchni, to coś Wam pokażę. Postanowiłam, że i ja dodam w Zakątku "tłustoczwartkowy" akcencik. Co prawda nie jest to pączek, może odrobinę przypomina faworka, ale... zresztą sami zobaczcie.  

środa, 2 marca 2011

WIOSENNIE...

Tak się dziś czułam. Pewnie za sprawą długiego spaceru z moją Małgorzatką, błękitnego nieba nad nami, słońca i śpiewających ptaków. Ale nie tylko dlatego. Zainspirowałam się też fioletem i dzwoneczkiem u ALEXLS. Zatem zebrałam troszkę niemowlęcych ciuszków (czapusię, kaftanik i skarpetki), 3 fioletowe tulipany, pozwijałam, połączyłam i oto jest - powiew w wiosny w wydaniu dla Maluszków.



Jako ciekawostkę powiem Wam, że te motylki w bukiecie to też rzecz jak najbardziej "ubrankowa" - to grzechotki doczepione do skarpetek :-) A tu macie widok z góry:



Życzę Wam, żeby i Wasze nastroje były wiosenne :-)

wtorek, 1 marca 2011

ŻÓŁWIŚ

Żółw - zwierzątko powolne. Żyje w myśl zasady "wolniej idziesz - dalej zajdziesz". Pomimo tego, że ja mam charakter raczej zapalnej słomy - to tu, w Zakątku, staram się upodobnić do rzeczonego żółwia.

Piszę o tym nie bez kozery - jak nietrudno się domyślić. Po szaleństwach weekendowych (i po sprzątaniu po nich) postanowiłam wzbogacić mój pieluszkowo - ubrankowy zwierzyniec. Dołączył do nas żółw. A w zasadzie to Żółwisia. I Żółwiś zaraz za nią. Pyszczki mają sympatyczne, skorupki dobrze chronią od słońca... Ech, tęskno mi do lata, może stąd pomysł na nietypowe wykorzystanie kapeluszy... Przedstawiam Wam Żółwisię:




A oto Żółwiś we własnej postaci:




Podobają się Wam? ;-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...